Adrenalina i ekscytacja
Łukasz Załuska liczy, że za kilka miesięcy będzie świętował z Wisłą awans do ekstraklasy. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus.pl
Adrenalina i ekscytacja
Rozmowa z Łukaszem Załuską, trenerem bramkarzy Wisły Kraków
Sześć i pół roku nie było pana pod Wawelem. Grał pan dla „Białej gwiazdy” w sezonie 2016/17, po wielu latach spędzonych na boiskach w Szkocji i Niemczech.
- Tak się składa, że w Krakowie bywałem często, bo zostawiłem tu bardzo dobrych znajomych, z którymi mam bliskie relacje. Często odwiedzałem Pawła Brożka, który też pracuje w Wiśle, a znamy się od czasów wspólnych występów w reprezentacjach młodzieżowych. Bardzo tęskniłem za miastem i klubem.
Kto stał za pana powrotem do Wisły? Pana zatrudnienie jako trenera bramkarzy było nie mniej zaskakujące, niż wybór Alberta Rude na pierwszego szkoleniowca.
- Dużą rolę na pewno odegrał dyrektor sportowy Kiko Ramirez, który był moim trenerem w Wiśle i mnie pamiętał. Gdy dostałem telefon od prezesa Jarosława Królewskiego, to nie zastanawiałem się długo.
Od dawna chodziła po głowie myśl, by zostać w piłce właśnie w takiej roli?
- Wcześniej nie miałem tak jasno sprecyzowanych planów. Podobnie jak Sławomir Peszko [trener Wieczystej – przyp. red.], z którym byłem w jednej grupie na kursie i zdobywaliśmy uprawienia. Coś nam chodziło po głowach, żeby pójść w tym kierunku, ale nie byliśmy na sto procent przekonani, że to będzie nasz pomysł na życie. Nie ukrywam, że tęskniłem za boiskiem, a uważam, że mam duże predyspozycje, by pomóc zawodnikom. Cieszę się, że mogę im przekazać to wszystko, czego się nauczyłem jako piłkarz i razem możemy się rozwijać.
To pana pierwsza praca z seniorami, za panem pierwsze zgrupowanie w nowej roli. Jak było?
- Jestem też trenerem bramkarzy w reprezentacjach młodzieżowych, ale tam specyfika pracy jest inna. Przeważnie są tygodniowe lub trochę dłuższe zgrupowania, które mają przygotować zawodników do konkretnego meczu. Mój pierwszy obóz z seniorami oceniam bardzo pozytywnie. Jestem bardzo optymistycznie nastawiony przed rundą wiosenną po tym, jak zespół wyglądał w trakcie sparingów, jak szybko zaakceptował i uwierzył w plan trenera Alberta Rude. To nie jest takie proste, by w tak krótkim czasie zacząć grać tak, jak trener tego oczekuje. Oczywiście to nie było jeszcze sto procent możliwości, ale na pewno widać rękę trenera i napawa to optymizmem na kolejne tygodnie. Nie chcę słodzić trenerowi Rude, ale jego wizja daje nadzieję, że kibice Wisły będą chcieli przychodzić na mecze i nie będą się nudzić. Mam porównanie, bo „przerobiłem” cały wachlarz trenerów - lepszych i gorszych taktyków, ze świetnymi kompetencjami i na niższym poziomie.
Często pyta pan o rady były szkoleniowców czy bardziej doświadczonych fachowców?
- Gdybym tego nie zrobił, świadczyłoby to o mojej bucie i arogancji. Nie mogłem nie podpytać o pewne niuanse, mając takie kontakty i funkcjonując w tym środowisku przez tyle lat. Mam to szczęście, że mogę korzystać z podpowiedzi najlepszych specjalistów w Polsce, m.in. trenera bramkarzy w pierwszej reprezentacji Andrzeja Dawidziuka. Na pewno nie wprowadzam ćwiczeń, których sam nie lubiłem. Bardzo ważna jest komunikacja, umiejętność oceny, kiedy bardziej przycisnąć, a kiedy trochę odpuścić chłopakom. Jestem od tego, by jak najlepiej się czuli, cieszyli się także treningami, by poza przekonaniem o dobrze wykonanej robocie mieli też z tego przyjemność.
Na najbliższe miesiące wszyscy mamy jeden cel: dostać się do ekstraklasy poprzez awans bezpośredni lub w najgorszym razie przez baraże
Jakim szefem jest Hiszpan?
- Bardzo wymagającym! Gdy było wiadomo, że poprowadzi Wisłę, a jeszcze go nie znałem, przeczytałem z nim wywiad. Mówił, że przegrał dwa finały baraży i przychodzi do Krakowa tylko z jednym celem. Wie co przeżywał po porażkach i teraz jest czas na triumf, awans, celebrowanie. Proszę sobie wyobrazić jak ktoś, kto dwa razy dostał po tyłku, teraz robi wszystko, by jego praca została nagrodzona. Mamy wiele zadań, nie możemy się doczekać kolejnych tygodni i miesięcy. Ja mam namiastkę tego co robiłem przez całe życie. Znów wstaję rano, przygotowuję trening, prowadzę go, do tego dochodzą analizy i mecze. Prawdziwa adrenalina i ekscytacja przyjdzie jednak 18 lutego, na pierwsze spotkanie ze Stalą Rzeszów. Liczę w Krakowie na wspaniałą przygodę! Na najbliższe miesiące wszyscy mamy jeden cel: dostać się do ekstraklasy poprzez awans bezpośredni lub w najgorszym razie przez baraże. Wierzę, że od pierwszego meczu będzie widać, jak Wisła poważnie do tego podchodzi.
Wiadomo, że w bramkarz będzie często pod grą, bo tego wymaga nowoczesny futbol i taka jest też wizja pierwszego trenera. Jak zareagowaliście na błąd Alvaro Ratona w ostatnim sparingu w Turcji, który podał nogą do przeciwnika i został przelobowany?
- Rozmawialiśmy z Alvaro i pierwszym trenerem, przeprowadziliśmy analizę. Zawodnik usłyszał, że miał bardzo dobry pomysł, wybrał optymalną opcję, ale po prostu źle zagrał piłkę i skończyło się golem dla rywala. Trener Rude powiedział do Alvaro, że nie musi na niego krzyczeć, bo sam zdaje sobie sprawę, że to jego wina. Po tej sytuacji nagle nie zmieni się styl gry naszych bramkarzy.
Rozmawiał Michał Knura