Sport

Ładna porażka awansu nie daje

Nie odbieramy Wiśle nadziei, ale faworytem w rewanżu jest Rapid. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Rozmowa z Radosławem Gilewiczem, byłym reprezentantem Polski, napastnikiem takich klubów jak VfB Stuttgart, Tirol Innsbruck czy Austria Wiedeń   

Dwa mocne zwycięstwa, jedna "planowa" porażka i jedna kompromitacja – też by pan tak ocenił występ polskiego kwartetu w pierwszych meczach tej fazy europejskich pucharów?

- Z jednej strony mieliśmy pokazy siły w postaci dobrej, bezkompromisowej gry Jagiellonii Białystok i Legii Warszawa. I takiej postawy oczekuje się od naszych drużyn w europejskich pucharach. Z drugiej olbrzymie rozczarowanie patrząc na to, co zrobił w Rydze Śląsk, zwłaszcza na poziom występu wicemistrzów Polski. Śląsk to mimo wszystko zespół z potencjałem, czołowa nasza drużyna z poprzedniego sezonu, choć 0:1 ze słabeuszem przeczy temu. W lidze wrocławianie też nie najlepiej wystartowali, ale ja bym im jeszcze nie odbierał szans na dobry wynik na obu arenach. Tylko, że w rewanżu Rygę już trzeba pokonać i to w rozmiarach dających awans do kolejnej rundy.

Zapomniał pan o "białej gwieździe"...

- Absolutnie nie, tym bardziej, że wszyscy zachwycają się i podkreślają, że Wisła zagrała dobre spotkanie z Rapidem Wiedeń. Chwaląc Wisłę, pamiętajmy jednak, że z tego tytułu nie dopiszemy ani jej, ani Polsce punktów w pucharowym rankingu, a „ładną” porażką wiślacy nie awansują. To są europejskie puchary, w których nie będzie wielu okazji do strzelenia gola. W pucharach, mając jedną czy dwie okazje, należy je wykorzystać. Trzeba trafić chociaż raz. Wiem o czym mówię, bo przez 10 lat regularnie grałem w europejskich pucharach. W Wiedniu w rewanżu będzie bardzo ciężko o dobry wynik. Nie zabieram Wiśle szans, trzymam za nią kciuki, ale widzę bardzo znikome na przejście austriackiej drużyny.

Nawet jeśli Rapid jest w przebudowie?

- Przed nim w Austrii jest RB Salzburg, są Sturm Graz i LASK Linz, ale to jest czwarta siła w kraju, z którym nasi pierwszoligowcy nie mogą się mierzyć. Rapid ma swoją jakość i jest przede wszystkim bardziej ograny w europejskich pucharach od Wisły.

Jeśli jednak uda się nam awansować, to przechodzimy szczebelek wyżej w pucharowej hierarchii. Zamieniamy Litwę, Łotwę, Walię na Skandynawię, Szwajcarię, Serbię, Słowację, a to już wydaje się będzie dla polskich zespołów, jak zimowe wejście bez tlenu na K2.

- To są puchary, więc one mogą rządzić się inaczej, niż nam się wydaje. Poza tym mamy naprawdę na tyle klasowych piłkarzy, że na tym poziomie nie musi nastąpić stuprocentowy odstrzał polskich zespołów. Nieraz pokazaliśmy, że potrafimy grać ze skandynawskimi drużynami. Ja bym za bardzo nie dramatyzował i nie wrzucał wszystkich do jednego worka. Puchary to jest taka odskocznia i dodatkowa mobilizacja, gdzie może ci się nie układać w lidze, a w europejskich pucharach zaskoczysz wszystkich. Przypomnijmy sobie chociażby Lecha, który zawodził w lidze, a w pucharach wyszedł z grupy.

Na razie pewne jest tylko, że jak zawsze nad Wisłą pucharowe nastroje nawet na tak wstępnym etapie tych rozgrywek są „pół na pół”.

- Jak długo nie będziemy mieli co najmniej trzech silnych zespołów dominujących w lidze, walczących o mistrzostwo Polski, to co roku będziemy mieli w europejskich pucharach to samo, czyli duże znaki zapytania i płonne nadzieje kibiców na stabilność, a tego nam bardzo brakuje.

Przegrany mecz z Austrią na EURO pokazał, że te nasze życzeniowe zakusy i lekceważenie naszym zdaniem wszystkich poza topową piątką-szóstką w Europie nigdy nie gasną.

- Byłem jednym z nielicznych, który ostrzegał przed Austrią. Miałem wrażenie po moich wypowiedziach, że niezbyt poważnie jestem traktowany, bowiem jednoznacznie typowano – z Holandią będziemy bez punktów, z Francją także, za to z Austrią musi być zwycięstwo. Tymczasem przed EURO nawet Virgil van Dijk zaskoczył, obawiając się Austrii i miał rację, ponieważ w bezpośrednim meczu Holandia przegrała z nimi.

O czym to świadczy?

- Ralf Ragnick stworzył naprawdę bardzo ciekawy zespół, któremu zabrakło szczęścia w spotkaniu z Turcją, gdyż Austriacy byli w tym meczu lepszym zespołem. Generalnie Austriacy są mocnym, skonsolidowanym teamem, mają z czego wybierać, bo młodzież też już dołącza do kadry. W Austrii jest teraz boom na futbol i drużynę narodową. Proszę sobie wyobrazić, że ciągu 15 minut stadion LASK Linz, gdzie odbędzie się mecz z Norwegią w Lidze Narodów, został wyprzedany do ostatniego miejsca.

Wiedeń jest tak blisko, więc może warto stamtąd coś przywieźć do Polski?

- Ta pewność siebie Austriaków, ich konsekwencja w działaniu, szkoleniu i wiara w to, co robią, może być wskazówką dla nas, że warto ryzykować i nie bać się stawiać na młodych. Fajnie się ogląda Austriaków, którzy natychmiast po turnieju w Niemczech wyznaczyli sobie kolejny cel – awans na mistrzostwa świata w Ameryce i zrobienie tam dużej niespodzianki. Jestem przekonany, że za dwa lata będą jeszcze lepszym zespołem niż w Niemczech, bo ten głód sukcesu jest nad Dunajem olbrzymi.

Poziom sportowy ME uwiódł was komentatorów?

- Hiszpania była głodna sukcesu, miała swój styl, była stabilna. Od początku w siedmiu kolejnych meczach pokazała najwyższą klasę. Poza tym na tle zmęczonych topowych drużyn, w tym męczącej oko Anglii, czy Francuzów uzależnionych od formy Kyliana Mbape, fajnie oglądało się skazanych na pożarcie „kopciuszków” z Gruzji, Albanii czy Słowacji. Ogólnie na niemieckim turnieju triumfował kolektyw. Grano na dużej intensywności. Intensywności nawet kosztem poziomu piłkarskiego. Nastąpiła też szybka detronizacja spadających gwiazd takich jak Cristiano Ronaldo przez Lamine Yamala, Nico Williamsa, Daniego Olmo czy Jamala Musialę. Turniej pokazał, że warto stawiać na młodych, którzy poczynają sobie bez kompleksów. Dlatego brawo dla Michała Probierza, że postawił na 19-letniego Kacpera Urbańskiego.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała



Radosław Gilewicz. Fot. PressFocus


WYIMEK 

Jeśli nie będziemy mieli co najmniej trzech silnych zespołów, to co roku będziemy mieli w europejskich pucharach duże znaki zapytania i płonne nadzieje