Sport

Ładna gra punktów nie przynosi

Napastnicy GKS-u Katowice w ośmiu meczach zdobyli tylko dwie bramki. Czy należy bić na alarm?

Z ostatniego gola Adam Zrelak cieszył się ponad miesiąc temu. Fot. PressFocus

Liderujący Lech Poznań ma Mikaela Ishaka, który w tym sezonie strzelił pięć goli. Druga Cracovia ma Benjamina Kallmana oraz Micka van Burena i oni także zdobyli pięć bramek. Legia Warszawa do niedawna miała Blaża Kramera, który do momentu transferu trzykrotnie wpisał się na listę strzelców. Pogoń Szczecin cieszyć się mogła z pięciu trafień Efthymiosa Koulourisa, a GKS-owi Katowice na razie brakuje snajpera, który mógłby pociągnąć zespół w trudnych momentach.

To budzi niepokój

Choć dorobek GieKSy na tle rywali nie jest zły (katowiczanie mają dziewięć bramek), to liczba goli zdobytych przez napastników może wzbudzać niepokój. Rafał Górak ma do dyspozycji trzech snajperów, ale w preferowanym przez trenera ustawieniu tylko jeden z nich gra w wyjściowej jedenastce. W tym sezonie znajdowali się w niej Adam Zrelak i Sebastian Bergier (Jakub Arak wchodził na boisko z ławki), jednak tylko Słowak mógł się cieszyć, kiedy dwukrotnie pokonywał bramkarza Piasta Gliwice. Pozostała część goli zdobytych przez katowiczan jest dziełem skrzydłowych, pomocników, wahadłowego i obrońcy. Wystarczy wspomnieć, że najlepszym strzelcem zespołu - obok Zrelaka - jest Oskar Repka, defensywny pomocnik. A przecież 25-latek nie słynie z bramkostrzelności; w poprzednim sezonie tylko trzy razy trafił do siatki.

Szwankuje skuteczność

Z jednej strony kibice GKS-u mogą się cieszyć, że w ataku groźni są nie tylko zawodnicy ofensywni, ale z drugiej skuteczny snajper przydałby się w trudnych momentach, gdy zespołowi brakuje postawienia kropki nad „i”. Tak było chociażby w starciu z Widzewem. Podopieczni Rafała Góraka, gdy już prowadzili 2:0 po golach Repki i Marcina Wasielewskiego, nie potrafili strzelić kolejnego gola. Choć mieli sporo okazji do pokonania Rafała Gikiewicza, za każdym razem brakowało zawodnika, który z zimną krwią wykończyłby sytuację. Przez to, że trzeciego gola nie udało się zdobyć, łodzianom wystarczyła jedna okazja w ostatnich minutach, żeby doprowadzić do wyrównania. Na ten problem zwrócił uwagę wspomniany Wasielewski. - Najgorsze jest to, że do naszej gry nie można się przyczepić. Jesteśmy powtarzalni i stwarzamy sytuacje, ale szwankuje nam skuteczność. Powinniśmy strzelać po trzy bramki i mieć spokój - stwierdził zdenerwowany po utracie punktów wahadłowy.

Kiedyś nadejdzie szczęście

Sympatycy GieKSy czekają więc na to, aż napastnicy się odblokują i regularnie zaczną zdobywać bramki. Dublet Zrelaka w Gliwicach miał być momentem zwrotnym, po którym 30-latek miał zacząć polepszać swój dorobek. Tymczasem w trzech kolejnych starciach był nieskuteczny, a w meczu z Widzewem nawet nie zagrał, bo leczył drobny uraz. Oczekiwania można mieć także wobec Bergiera, który był najskuteczniejszym zawodnikiem drużyny w 1. lidze. Zdobył 13 bramek i zajął 4. miejsce w klasyfikacji strzelców na zapleczu ekstraklasy. Teraz zmagał się z problemami zdrowotnymi, brał antybiotyk i wrócił do sprawności po przerwie reprezentacyjnej. Sam zresztą czeka na premierowe trafienie w najwyższej klasie rozgrywkowej, w której zadebiutował już w 2017 roku, gdy był piłkarzem Śląska Wrocław. Dopóki ta dwójka się nie przebudzi, GKS-owi zdobywanie bramek będzie przychodzić z trudem. Co za tym idzie, zespół może mieć także kłopoty z punktowaniem. Wasielewski, który z Widzewem zdobył swoją 2. bramkę w ekstraklasie, zaznaczył, że trafienie nie... ma wielkiego znaczenia. - Jeśli mam być szczery, to wolę nie strzelać, a wygrywać. Drużyna jest najważniejsza i tylko ona się liczy. Co mecz musimy zdobywać 3 punkty. Wierzę, że jeżeli dalej będziemy tak grali, to zwycięstwa przyjdą. Szczęście się do nas w końcu uśmiechnie - stwierdził.

Kacper Janoszka