Sport

ABC sezonu 2024/25

Od Afonso Sousy do… zwolnionych trenerów. W minionych rozgrywkach działo się naprawdę wiele!

Ostra walka, kłótnie, niedozwolone chwyty – za to też kochamy ekstraklasę. Fot. Damian Kościecza / Press Focus

EKSTRAKLASA 

Za nami kolejne ligowe rozgrywki. Wiele się w nich działo – czy to na murawie, czy to poza nią. Przypomnijmy najciekawsze wydarzenia zakończonego właśniesezonu.

A – jak Afonso Sousa

Nie byłoby pewnie mistrzostwa Kolejorza, gdyby nie postawa 25-letniego piłkarza, uznanego za najlepszego pomocnika sezonu i kto wie, czy nie najlepszego piłkarza całych rozgrywek, o czym mówią liczby: 13 bramek + 6 asyst. W Lechu jest od trzech lat, teraz odpalił na całego. Szacuje się, że jego wartość to 10 mln euro. Afonso Sousa ma papiery na granie, ale nie może być inaczej. Jego dziadek Antonio przed laty dzielił szatnię z naszym Józefem Młynarczykiem w FC Porto, z którym w 1987 roku wywalczyli Klubowy Puchar Europy, Superpuchar Europy i Puchar Interkontynentalny. Z kolei ojciec Ricardo występował w wielu klubach (Boavista, Hannover 96, Omonia Nikozja), a potem był trenerem. W piłkę grał też jego wujek Jose, a zawodowym piłkarzem jest kuzyn Bruno Leite – reprezentant… Republiki Zielonego Przylądka. Z takimi genami po prostu trzeba być dobrym zawodowym piłkarzem!

C – jak Carver

Z trójki beniaminków Lechia przeżywała w tym sezonie największe problemy. Zamykała stawkę, pałętała się w strefie spadkowej. Kiedy w grudniu w Gdańsku zdecydowano, żeby zatrudnić nikomu nieznanego w ekstraklasie angielskiego trenera, który od kilku lat jest asystentem Steve'a Clarka w reprezentacji Szkocji, to nasi „eksperci” pukali się w czoło. Z kimś, kto nie zna specyfiki ekstraklasy, Biało-zieloni mieli nie mieć żadnych szans. Zatrudniony w klubie z Trójmiasta Kevin Blackwell wiedział jednak, co robi, stawiając na swojego kolegę z Leeds czy Luton, Johna Carvera. Pod jego wodzą gdańszczanie, mimo olbrzymich kłopotów finansowych i licencyjnych, wygrali 8 z 17 meczów, spokojnie utrzymując się w elicie.   

F – jak Feio

Jeśli już jesteśmy przy trenerach, to trzeba wspomnieć o Goncalo Feio. Jego ciągłe kłótnie z sędziami czy napięte stosunki z działaczami Legii sprawiły, że zaraz po sezonie klub z Warszawy poinformował, iż Portugalczyk dalej z Wojskowymi nie będzie już pracował. Trudno jednoznacznie ocenić jego pracę, bo z jednej strony fatalna postawa w lidze, a z drugiej Puchar Polski i ćwierćfinał Ligi Konferencji. Na taki szczebel europejskich rozgrywek Legia czekała długo, bo prawie trzy dekady (ćwierćfinał Ligi Mistrzów w sezonie 1995/96).

H – jak hat tricki

Rzadko w ostatnich latach, mało tego, w tym wieku byliśmy świadkami tego, co na boiskach ekstraklasy wyczyniał Efthymis Koulouris. Trzy hat tricki, w tym raz cztery gole (w kwietniowym meczu z Puszczą w Niepołomicach), a na koniec aż 28 bramek. To niesamowite osiągnięcie greckiego piłkarza Pogoni. Nie jest ono przypadkowe, bo „Koulo” to napastnik z prawdziwego zdarzenia. W rozgrywkach 2018/19 był już królem strzelców wymagającej ligi greckiej w barwach Atromitosu Ateny. Na poniedziałkowej Gali Ekstraklasy został wybrany najlepszym zawodnikiem i napastnikiem rozgrywek. Żałować może jedynie, że Pogoni ponownie, o włos, nie udało się zakwalifikować do europejskich pucharów, bo przecież 4. miejsce i przegrany finał Pucharu Polski z Legią tego nie zagwarantowały.

L – jak Lech

W Poznaniu trwa święto, Kolejorz po raz 9. został mistrzem Polski. Na tytuł w stolicy Wielkopolski nie czekano przesadnie długo, bo raptem trzy lata. Drużyna z takimi zawodnikami jak Bartosz Mrozek, Antonio Milić, Afonso Sousa, Antoni Kozubal czy Mikael Ishak miała różne fazy, ale na koniec wywalczyła upragnione mistrzostwo. Uwagę zwraca przede wszystkim jedna rzecz, a mianowicie bilans poznaniaków u siebie, przy Bułgarskiej, gdzie byli niesieni dopingiem – jak w sobotę z Piastem – 40 tysięcy kibiców. Na 17 ligowych meczów aż 15 wygranych, co dało 45 punktów! To olbrzymi bonus, który na koniec zaważył o triumfie ekipy trenera Nielsa Frederiksena.   

M – jak młodzieżowcy

Jak się okazało w trakcie rozgrywek, od nowego sezonu nie będzie już przepisu o młodzieżowcu. Wielu krytykowało ten zapis, z czasem zresztą ograniczany, bo przecież można było grać bez niego, ale trzeba było się liczyć z konsekwencją kary finansowej. Tymczasem w tym sezonie limit 3000 minut osiągnęli wszyscy ekstraklasowicze bez wyjątku, a, co ciekawe, po pierwszej części rozgrywek, czyli po 18 kolejkach, kilka klubów, jak GieKSa (1324 minuty), Górnik (1215) czy Legia (1101) były mocno pod kreską.   

N – jak najwięksi przegrani

Jest ich kilku, a największym chyba ponownie Pogoń. W styczniu na początek przygotowań zawodnicy nie wyszli nawet na trening z powodu finansowych zaległości, potem doszło do zmiany właściciela, a drużyna prowadzona przez trenera Roberta Kolendowicza grała jak z nut i to bez względu na to, czy było to na wyjeździe, czy u siebie. Na finiszu jednak zanotowała dwie przegrane – najpierw 2 maja porażkę w finale Pucharu Polski z Legią, a w sobotę 24 maja, mimo prowadzenia w Białymstoku, tylko remis z Jagą. To się złożyło na brak medalu i przede wszystkim brak możliwości gry w europejskich pucharach. To olbrzymie straty, także finansowe. Wśród przegranych znalazł się też Raków. Na trzy kolejki przed końcem ekipa trenera Marka Papszuna jeszcze prowadziła, żeby na koniec zawalić sprawę (porażka z Jagiellonią, remis z Koroną) i o punkt dać się wyprzedzić Lechowi.    

O – jak obronione strzały

O miano najlepszego bramkarza walczyła dwójka młodych golkiperów: 21-letni Kacper Trelowski z Rakowa i 25-letni Bartosz Mrozek z Lecha. Ten pierwszy zachował aż 17 czystych kont, czyli w co drugim meczu on i jego koledzy z obrony grali na zero. Z kolei urodzony w Katowicach Mrozek złapał aż 111 piłek po celnych strzałach – najwięcej w całej lidze. Na Gali Ekstraklasy Mrozek został uznany za najlepszego golkipera, za to Trelowskiego ogłoszono najlepszym młodzieżowcem.    

S – jak sędziowie

Mamy dobrych rozjemców z eksportowym Szymonem Marciniakiem na czele czy ze zwycięzcą „Kryształowego gwiazdka” Piotrem Lasykiem. Nie znaczy to jednak, że sędziowskich skandali nie brakowało, żeby przypomnieć ćwierćfinał Pucharu Polski i rywalizację Legii z Jagiellonią, z udziałem właśnie sędziego Lasyka i Marciniaka za monitorem. A liga i mecz choćby Rakowa z Jagą w 32. kolejce? W tamtym spotkaniu słaby Paweł Raczkowski pochopnie wyrzucił z boiska Frana Tudora i podyktował przeciw częstochowianom dwa rzuty karne. Po tym meczu drużyna spod Jasnej Góry straciła fotel lidera.

W – jak widownia

Mecze zobaczyło w sumie prawie 4 miliony kibiców, a dokładnie 3,87 mln. Największa średnia to Lech, gdzie na trybuny przyszło prawie pół miliona ludzi, a średnia mogła imponować, bo wyniosła 29 tysięcy. Na 2. miejscu pod tym względem Legia ze średnią prawie 25 tysięcy, a na 3. spadkowicz Śląsk z 18 tysiącami na trybunach.  

Z – jak zwolnieni trenerzy

Karuzela ze szkoleniowcami jak się kręciła, tak się kręci i tak też będzie w przyszłości. Tutaj nic się nie zmienia. Na ławkach w 18 klubach przewinęło się grubo ponad 30 nazwisk! W sumie jednak w dziewięciu klubach trenerzy mogli w spokoju dokończyć rozgrywki, co i tak – zważywszy na szaleństwa ekstraklasy – jest wynikiem godnym zauważenia. Chyba największym echem odbiło się zwolnienie 15 kwietnia Jana Urbana z jego Górnika. Raz, że zespół pod jego okiem grał dobrze, był na 7. miejscu, a po drugie to przecież legenda klubu, który w ostatnim czasie pokazał, jak dobrym jest trenerem, wydawałoby się skrojonym na Zabrze. Innego zdania byli jednak działacze. W Stali było trzech trenerów – Kamil Kiereś, Janusz Niedźwiedź, Ivan Djurdjević, tyle samo w Zagłębiu – Waldemar Fornalik, Marcin Włodarski, Leszek Ojrzyński, a w Śląsku nawet czterech – Jacek Magiera, Michał Hetel i Marcin Dymkowski oraz Ante Šimundža, ale ekstraklasy w stolicy Dolnego Śląska utrzymać się nie udało…   

Opracował  Michał Zichlarz