Sport

A jednak klasyk!

Gdy Widzew awansował do ekstraklasy w 1975 roku, Górnik miał już w dorobku dziesięć mistrzowskich tytułów i sześć pucharowych triumfów.

Choć poza czołówką, mecze Widzewa z Górnikiem zawsze wzbudzają wiele emocji. Fot. Artur Kraszewski/Press Focus

Beniaminek z Łodzi od razu rzucił jednak wyzwanie krajowej elicie i bardzo szybko do niej dołączył. Na pierwszy ligowy mecz Widzewa z Górnikiem nie trzeba było długo czekać: zabrzanie przyjechali do Łodzi w trzeciej kolejce sezonu 1975/76 i zremisowali 0:0. Wiosną w rewanżu było 2:0 dla Górnika, a grający w tym meczu Zdzisław Rozborski był pierwszym piłkarzem, który połączył unią personalną oba te kluby. Po transferze z Arki „Zito” był w Górniku tylko rezerwowym, za to w Widzewie został wielkim piłkarzem – grał tam osiem lat i jest klubowym rekordzistą pod względem liczby kolejnych meczów ligowych bez przerwy. W bezpośrednich meczach Górnik był więc lepszy, ale Widzew skończył sezon na 5. miejscu, a Górnik na 9.

Różne postrzeganie Żmudy

Rok później oba zespoły znalazły się już na podium (Widzew – 2. za Śląskiem Wrocław, Górnik – 3.), a Widzew dołączył do grupy polskich drużyn eksportowych, rozpoczynając swoją europejską karierę meczami z dobrze znanym w Zabrzu Manchesterem City. Bezpośrednio Górnik nadal był lepszy (2:2 i 2:1), a na pierwsze zwycięstwo łodzian trzeba było czekać do następnego sezonu. 7 sierpnia 1977 Widzew wygrał w Łodzi 1:0 (gol Zbigniewa Bońka). 2:0 u siebie Górnikowi nie pomogło – Widzew miał słaby sezon (10. lokata), ale Górnik – jeszcze słabszy, bo został zdegradowany do II ligi i na tym skończył się ten premierowy rozdział wzajemnych kontaktów.

Następną osobą, która pojawia się w historii obu klubów, jest trener Władysław Żmuda. To on wprowadził Górnika z powrotem do ekstraklasy po rocznej pokucie w II lidze, ale akurat w Łodzi prowadzony przez niego zespół doznał w maju 1980 roku sromotnej porażki 1:6. Nic więc dziwnego, że wiadomość o dymisji Żmudy dotarła do Zabrza szybciej niż autokar z piłkarzami i trenerem. W Widzewie Żmuda ma status legendy (mistrzostwo, dwa razy drugie miejsce, Puchar Polski, półfinał Pucharu Europy), w Zabrzu – niekoniecznie. Widzew walczył o mistrzostwo ze Śląskiem, Stalą Mielec, Lechem i Legią, a Górnik się tej walce z zazdrością przyglądał.

Pierwszy raz na wyjeździe

Gdy Żmuda kończył swoją pierwszą kadencję w Widzewie, w Górniku rozpoczynała się złota era z czterema kolejnymi tytułami mistrzowskimi. W latach 1984-88 Widzew też był wysoko (3., 3., 6. i 5. miejsce), ale z ośmiu meczów z zabrzanami w tym czasie sześć przegrał, jeden zremisował i tylko jeden wygrał. Szczególnie ważny był ten z ostatniej kolejki sezonu 1984/85, decydujący o tytule! Górnik, mimo prowadzenia Widzewa (Jerzy Leszczyk), wygrał 2:1 po golach Ryszarda Cyronia i Ryszarda Komornickiego, a było to - po dziesięciu latach od awansu Widzewa - pierwsze zwycięstwo Górnika na wyjeździe. Widzew był jednak lepszy w półfinale Pucharu Polski 1985 (3:0 i 1:3), co otworzyło drogę do zwycięstwa w finale nad GKS-em Katowice.

Druga połowa lat 90. to supremacja Widzewa i legendarna rywalizacja z Legią i ŁKS-em. Górnik w tym czasie bronił się przed spadkiem. We wrześniu 1997 roku zabrzanie znów doznali w Łodzi wysokiej porażki 0:5, a dwa gole strzelił im rodowity zabrzanin i wychowanek Górnika Marek Szemoński, który rok wcześniej zdobył w meczu z Widzewem bramkę dla Górnika. Dzisiaj wiemy, że transfer tego 21-letniego wówczas zawodnika do Widzewa był szczytem jego kariery.

Wolą Katalonię i Andaluzję

O tym, jak się strzela Widzewowi, najlepiej opowiedzieć może dzisiejszy trener zabrzańskiej drużyny Jan Urban, któremu pięciokrotnie się to udało w mistrzowskich sezonach 1984-88. W Górniku przeciwko Widzewowi grywał także Michał Probierz (1997-2004), by potem przenieść się... do Widzewa.

Adam Krygier, Bartosz Tarachulski i Grzegorz Mielcarski to kolejni widzewiacy z Górnikiem w życiorysie. Dzisiaj takich transferów nie należy się spodziewać, bo kluby szukają wzmocnień raczej w Katalonii i w Andaluzji niż na Śląsku. W drugą stronę (z Łodzi do Zabrza) przeniósł się z kolei Przemysław Oziębała, który miał tam już dobrą markę, bo wcześniej strzelił Górnikowi trzy gole. Z archiwum pamięci udało mi się wydobyć jeszcze tylko jednego piłkarza, który powędrował w tym kierunku: to zapomniany już dzisiaj i w Widzewie, i w Górniku Jarosław Białek wiosną 2007 roku.

Wygrywali walkowerem

Były w historii obu klubów lata ostrej, bezpośredniej rywalizacji, ale na ogół (a w XXI wieku przede wszystkim) takie okresy, że obu zespołom często bliżej było do spadku niż do strefy pucharowej. No i skończyło się tym, że w 2010 roku Widzew był pierwszy, a Górnik drugi – tyle że w I lidze, która była już wówczas ligą drugą. Od tego czasu aż do dzisiaj Górnik był zawsze wyżej od Widzewa w tabelach, a przez osiem lat wygrywał „walkowerem”, bo Widzew błąkał się po niższych ligach.

Dzisiaj oba zespoły to solidni ligowi średniacy, bezpieczni od dołu tabeli, ale jednak poza czołówką. Czy można więc uznać niedzielny mecz za kolejny ligowy klasyk? Niewiele było takich spotkań, które pozostały w pamięci, ale ze względu na dawne osiągnięcia krajowe i zagraniczne oraz wypracowaną wówczas markę – na pewno tak!

Wojciech Filipiak