Sport

95 procent dominacji

Dwa ostatnie mecze tego roku u siebie Ruchu zakończył z bilansem goli 11:0. – Wszystko wyglądało świetnie – cieszył się trener Dawid Szulczek.

Miłosz Kozak (z lewej) miał udział przy pięciu z sześciu goli, które Ruch strzelił Odrze. Fot. PressFocus

RUCH CHORZÓW

Twierdza w Parku Śląskim nadal nie została zdobyta. Oprócz tego Ruch w końcu podreperował swój dorobek bramkowy, bo wcześniej słynął z tego, że strzelał gola, maksymalnie dwa. Chrobrego Głogów rozbił jednak 5:0, a Odrę Opole w piątek aż 6:0. To mogło imponować. – Dwa ostatnie mecze na Stadionie Śląskim przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Wszystko wyglądało świetnie. Ciężko coś więcej powiedzieć. To było fantastyczne spotkanie, z wieloma dobrymi rzeczami, więc mam nadzieję, że na dobrej fali pojedziemy do Skierniewic, a potem do Pruszkowa – zapowiedział dwa ostatnie spotkania tego roku trener „Niebieskich” Dawid Szulczek.

Trudno stwierdzić, czy był jakiś piłkarz, który nie zasługiwałby na pochwały. Gola i asystę zaliczył wracający do wyjściowej jedenastki Daniel Szczepan, który miał także udział przy bramce na 3:0. Dublet ustrzelił młodzieżowiec Bartłomiej Barański, a show skradł Miłosz Kozak – strzelec gola, autor dwóch asyst oraz dwóch asyst drugiego stopnia. Zapytany o to, co było najlepsze w grze Ruchu, Szulczek powiedział: – Cała organizacja naszej gry. Z Polonią Warszawa wszystko robiliśmy wolniej i tamten mecz nam nie wyszedł. Z Odrą wróciliśmy do tego, co było przed przerwą na kadrę. Mam wrażenie, że wszystko działo się jeszcze w przyspieszonym tempie – i akcje w polu karnym przeciwnika, i jak kontrolowaliśmy mecz, i jak funkcjonowaliśmy w obronie – mówił trener, który jednak zauważył też drobne mankamenty.

– Mamy w zwyczaju, że przeciwnik zawsze ma jakąś sytuację, a Odra miała dwie bardzo groźne. Między pierwszym a drugim golem mieliśmy najbardziej jałowy okres. Kiedy rywal miał piłkę, były momenty, że byliśmy za bardzo rozbiegani, ale przez 95 procent czasu to była nasza dominacja.

Piotr Tubacki

CZTERY PYTANIA DO  MARTINA KONCZKOWSKIEGO, obrońcy Ruchu

To nie był mecz idealny

1. Czy da się wejść w spotkanie lepiej niż poprzez strzelenie gola w 54 sekundzie?

– Faktycznie, świetnie weszliśmy w mecz. Od razu chcieliśmy narzucić przeciwnikowi swój styl, iść po bramkę i udało to się już w pierwszej minucie. Mimo tego wydaje mi się, że wynik nie do końca odzwierciedla to, co się działo, bo mieliśmy słabsze momenty. Przeciwnik trafił w słupek, a przy stanie 1:0 Andrej (Lukić – przyp. red.) wybił piłkę z pustej bramki. Na pewno nie był to mecz idealny, ale wygraliśmy i to było najważniejsze.

2. Co powiedzieliście sobie w przerwie, bo w drugiej połowie znacznie lepiej kontrolowaliście spotkanie i popełnialiście wyraźnie mniej błędów?

– Mimo tego że po pierwszej połowie prowadziliśmy 3:0, było dużo uczulających słów. Za dużo mieliśmy fragmentów niedokładności, rozluźnienia, gdzie zbyt mocno daliśmy dojść do głosu przeciwnikowi. Zwłaszcza na to zwracaliśmy uwagę.

3. Po takim spotkaniu można się zastanawiać nad meczem sprzed tygodnia w stolicy, w którym wasza seria została przerwana. Co się tam stało?

– W ostatnich dwóch meczach roku trzeba potwierdzić, że w Warszawie to był tylko wypadek przy pracy. Ewidentnie przytrafiło nam się słabsze spotkanie jako całej drużynie. Z Odrą chcieliśmy się zrewanżować za tamtą porażkę i z optymizmem patrzymy w przyszłość.

4. W środę gracie w Pucharze Polski z trzecioligową Unią Skierniewice. Czego się spodziewacie?

– Na pewno nie patrzymy na to, że gramy z drużyną z niższej ligi. To jest puchar, chcemy tam zagrać na sto procent i awansować.

Rozmawiał Piotr Tubacki

Nie było minuty ciszy

Kontrowersje po meczu Ruch – Odra wzbudził fakt, że przed pierwszym gwizdkiem nie było minuty ciszy poświęconej zmarłej legendzie śląskiej, polskiej i katowickiej piłki, Janowi Furtokowi – mimo że PZPN wydał w tej sprawie komunikat. Pretensje o to mieli w szczególności kibice GieKSy. „Sport” zapytał Ruch o tę sytuację, ale klub nie chciał tego komentować. Według tego, co ustaliliśmy, nie nosiło to jednak znamion złośliwości, lecz obaw, że w 12-tysięcznym tłumie znajdą się tacy, którzy na przykład zaczną gwizdać. Chorzowianie obawiali się skandalu, więc wybrali „mniejsze zło”.