Dyrektor Stadionu Śląskiego Adam Strzyżewski liczy na to, że w niedalekiej przyszłości „Kocioł czarownic” stanie się domem reprezentacji młodzieżowej Polski. Fot. Dorota Dusik


54 tysiące widzów na meczu ligowym

 Rozmowa z Adamem Strzyżewskim, dyrektorem Stadionu Śląskiego

 


Czy na Stadionie Śląskim słychać jeszcze echa Sylwestrowej Mocy Przebojów?


- Mamy je w pamięci, bo to była fantastyczna impreza, na której gościliśmy w sumie 60 tysięcy ludzi, a najwięcej jednocześnie było 40 tysięcy. Najważniejsze, że wszyscy bawili się doskonale, ale my z radością wszystko już posprzątaliśmy i zakasaliśmy rękawy, bo przed nami kolejne wyzwania. Teraz czeka nas Śląski Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i w niedzielę „będzie się działo”.

 

A kiedy wejdziecie na sportowe tory?


- Oczywiście nie zapominamy, że Stadion Śląski to przede wszystkim obiekt sportowy i datę 9 lutego, bo tego dnia Ruch Chorzów inauguruje rundę wiosenną jako gospodarz podejmując u nas Legię Warszawa, mamy podkreśloną grubą kreską. „Kocioł czarownic”, co wcale nie było łatwe, musiał się przebranżowić. Z obiektu, na którym piłkarze grali raz na rok stał się bowiem boiskiem używanym w rytmie ligowym. To wiązało się po pierwsze z przystosowaniem infrastruktury, bo zgodnie z wymogami licencyjnymi musieliśmy przygotować stadion do przyjęcia kibiców gości. Trzeba było wydzielić specjalne sektory, wykonać nowe bramofurty, nowe bramy wjazdowe, żeby spełnić wymogi bezpieczeństwa i zapewnić komfort uczestnikom widowiska. Podołaliśmy temu. Koszt inwestycji wyniósł milion sto tysięcy złotych, ale dzięki wsparciu Województwa Śląskiego możemy już od 9 lutego przyjmować kibiców gości i z naszych informacji wynika, że Legia wykupi całą pulę, czyli 4100 biletów. Liczymy więc, że inaugurację rundy wiosennej zobaczy na naszym stadionie ponad 40 tysięcy osób.

 

Jaka może być największa ligowa frekwencja na Stadionie Śląskim w 2024 roku?


- Rekordów z lat, w których na Stadionie Śląskim regularnie grały zespoły z naszego regionu już na pewno nie pobijemy. Legendarne 120 tysięcy widzów na spotkaniu Górnika Zabrze z Austrią Wiedeń w 1963 roku w obecnych warunkach jest poza zasięgiem. W tym roku możemy pobić rekord XXI wieku na meczu Ruchu z Widzewem. Wiadomo, że dla kibiców jest to mecz przyjaźni, więc na kwietniowe spotkanie może przyjść komplet, czyli 54 tysiące osób. Łodzianie zapowiadają, że przyjedzie ich 16 tysięcy! Jednak dla kibiców na Śląsku najbardziej oczekiwanym spośród 8 wiosennych spotkań Ruchu w roli gospodarza na Stadionie Śląskim jest bez wątpienia marcowe spotkanie z Górnikiem Zabrze. Ja też czekam z wielką niecierpliwością na Wielkie Derby Śląska. Myślę, że będziemy świadkami fantastycznego wydarzenia sportowego, ale też kibicowskiego. Wierzę, że pokażemy całej Polsce jak kibice na Śląsku potrafią dopingować i zrobią prawdziwą piłkarską atmosferę. Gdzie jak nie na takim obiekcie? Kiedy jak nie na takim meczu? To spotkanie będzie mogło zobaczyć „tylko” 40 tysięcy widzów, bo na tym meczu będą musiały obowiązywać sektory buforowe, czyli bez widzów.

 

Jakie uczucie towarzyszyło panu przed pierwszym w tym sezonie meczem Ruchu na Stadionie Śląskim?


- Przed meczem ze Śląskiem Wrocław była ekscytacja, a po nim poczucie dobrze wykonanego obowiązku i ulga. To był przecież pierwszy mecz ligowy na Stadionie Śląskim od dawien dawna, więc pojawiły się obawy, ale jak pokazała praktyka poradziliśmy sobie. Pod względem murawy i infrastruktury przeszliśmy chrzest bojowy. Po meczu z zespołem, który przyjechał do Chorzowa jako lider i dwukrotnie wychodził na prowadzenie, ale Daniel Szczepan odrobił straty i Ruch zdobył punkt za remis 2:2, poszło już z górki. Kibice, zarówno „niebieskich”, jak i ci neutralni, którzy po prostu chcieli zobaczyć ligową piłkę na naszym stadionie, byli zadowoleni i królowała opinia, że wszyscy fantastycznie spędzili ten październikowy wieczór. To był także ważny moment dla naszej współpracy z Ruchem. Nie ma co ukrywać, że przed meczem trzeba było przełamać pewne bariery, ponieważ każdy ma swój cel do osiągnięcia. Z zarządem Ruchu, ale także z pracownikami, bo przy takim wydarzeniu zaangażowana jest armia ludzi, bardzo dobrze się współpracuje. Owszem, nie wszystko usłane jest różami i na cyklicznych spotkaniach są różnice zdań, ale szanujemy się i co najważniejsze wiemy, że mamy wspólny cel. Wierzę więc, że to co najlepsze dopiero przed nami i z optymizmem czekam na inaugurację ligowej wiosny.

 

Kibice liczą jednak, że Stadion Śląski w 2024 roku żyć będzie nie tylko ligowymi meczami. Jakie są na to szanse?


- Rozmawialiśmy na ten temat z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej Cezarym Kuleszą, który w poniedziałek odwiedził Śląsk i zaglądnął z roboczą wizytą na Stadion Śląski. Pojawiła się idea, żeby „Kocioł czarownic” stał się domem dla reprezentacji młodzieżowej i być może już niebawem będziemy mieć do zakomunikowania konkretną informację dotyczącą meczu „Orląt”. Rozmawialiśmy również o tym, aby także pierwsza reprezentacja, która jest przecież dobrem narodowym, zagrała u nas swój mecz. Moim marzeniem jest pokazanie całej Polsce, że reprezentacja naszego kraju, czy to młodzieżowa, czy pierwsza, może na Stadionie Śląskim czuć się jak u siebie w domu. Liczę, że piłkarska atmosfera, którą śląscy kibice w „Kotle czarownic” potrafią zrobić jak nikt inny i w żadnym innym miejscu, będzie naszym mocnym argumentem. Przypomniałem przy okazji mecz z października 2017 roku, kiedy na otwarcie wyremontowanego Stadionu Śląskiego na meczu w ramach eliminacji mistrzostw Europy U-19 Polska – Białoruś przyszło na trybuny 29316 widzów. Bardzo bym więc chciał, żeby młodzieżówka się u nas zadomowiła i czerpała pełnymi garściami z tej magii, z tego kultowego obiektu dla polskiej piłki. Wiemy, że warszawski Stadion Narodowy, który bardzo szanujemy, bo fenomenalnie organizuje mecze, jest przypisany umowami do spotkań w ramach eliminacji mistrzostw Europy i świata. Jednak pozostałe mecze w ramach Ligi Narodów, czy spotkania towarzyskie powinny odbywać się w różnych regionach kraju. Uważam, że każdy kibic powinien mieć drużynę narodową na wyciągnięcie ręki, bo nie ukrywajmy, że wyprawa na mecz do stolicy ze Śląska to na dobrą sprawę dwa dni „wyrwane” z kalendarza pracy, czy nauki. Ważne jest też to, że Ślązacy kochają piłkę nożną. Mamy najwięcej drużyn w najwyższych ligach, bo nasz region stoi „fusbalem”, więc będziemy o to nadal zabiegać, żeby Stadion Śląski, czyli kultowy piłkarski obiekt w naszym regionie, był też areną widowisk międzynarodowych. A moim marzeniem jest tegoroczny mecz w ramach Ligi Narodów w „Kotle czarownic”.

 

Nie samym futbolem żyją jednak kibice na Śląsku. Jakie jeszcze atrakcje sportowe oferuje Stadion Śląski?


- Sam jestem kibicem sportu w ogóle. Piłka nożna jest oczywiście na pierwszym miejscu, ale Stadion Śląski, tak jak moje serce kibica, otwarty jest także na inne dyscypliny. 18 maja będziemy gościć 70. Memoriał Janusza Kusocińskiego, a 25 sierpnia zawita do nas Diamentowa Liga – Memoriał Kamili Skolimowskiej. Będziemy więc świadkami występów najlepszych lekkoatletów świata i nie zapominamy, że 6 października mamy w kalendarzu Silesia Maraton. Sympatycy żużla czekają natomiast na 21 września, bo tego dnia odbędzie się u nas finałowa runda Mistrzostw Europy. To oznacza, że „czarny sport” wraca na Stadion Śląski. Już teraz wszystkich kibiców żużla serdecznie zapraszam, choć myśląc o tym zastanawiam się, jak sobie poradzimy z tym „przebranżowieniem” w tak krótkim czasie. Czeka nas sporo pracy z zabezpieczeniem bieżni, ale jestem przekonany, że ekipa Stadionu Śląskiego da radę. Już nie jeden raz udowodniliśmy, że to jest multidyscyplinarny obiekt. Na marginesie dodam tylko, że ostatnio pojawił się pomysł, żeby Stadion Śląski był też areną wyścigu kolarskiego, czyli legendarnego Kryterium Asów rozegranego na koronie naszego obiektu. Gościliśmy już Tour de Pologne więc czemu nie? To tylko pokazuje, że Stadion Śląski, na którym przecież w latach świetności Wyścigu Pokoju finiszowali kolarze, jest legendą, która przyciąga ludzi z fantastycznymi pomysłami. To mnie bardzo cieszy, bo jest dowodem na to, jak wiele się może u nas dziać.

 

Ilu ludzi pracuje na Stadionie Śląskim?


- Zatrudnionych mamy około 60 pracowników, do których dochodzą jeszcze osoby na umowach „B2B”, czyli specjaliści na przykład oświetlenia czy nagłośnienia. To jest naprawdę rzesza ludzi, których nie widać podczas imprezy. Jednak przed, w trakcie i po zawodach to są swojego rodzaju mistrzowie świata, a ja w tym towarzystwie odnajduję się fantastycznie. Wszyscy bowiem kochamy sport. To jest nasza pasja i cieszymy się wspólnie, że pracujemy w takim miejscu, gdzie ten sport jest chlebem powszednim.

Rozmawiał Jerzy Dusik