Wystarczyłby gol i Ukraińcy wygraliby grupę, a skończyli na ostatnim miejscu. Fot. PAP/EPA


4 punkty to za mało

Ukraina pożegnała się z Euro po bezbarwnym spotkaniu z Belgami. Faworyzowane „Czerwone diabły” pod koniec... grały na czas.

W grupie E, w której wszystkie zespoły miały taką samą liczbę punktów, Ukraińcy byli w najgorszym położeniu przez najsłabszy bilans bramkowy. Czkawką odbijała im się inauguracyjna porażka 0:3 z Rumunią, w dodatku trener Serhij Rebrow stanął przed utrudnionym zadaniem, bo z przyczyn zdrowotnych wypadła mu dwójka skrzydłowych – przede wszystkim Michajło Mudryk, ale też Wiktor Cygankow, który po klęsce z Rumunami trafił na ławkę rezerwowych. Ukraiński selekcjoner w starciu z – na papierze – najsilniejszą w stawce Belgii po raz drugi za swojej kadencji zdecydował się na formację z trzema środkowymi obrońcami, w efekcie czego na ławkę trafił m.in. podstawowy piłkarz Arsenalu, Oleksandr Zinczenko.

Ślamazarni i niechlujni

Wydawało się, że „Czerwone diabły” zrobią wszystko, aby zagrać przekonujący mecz i pokonać Ukrainę. Nie chodziło tylko o zbudowanie pewności siebie, ale o zwycięstwo w grupie, które w kolejnej fazie dałoby teoretycznie słabszego przeciwnika. Drugie miejsce dla przedstawiciela grupy E oznacza... Francję. I jak się okazało, trafi na nią właśnie Belgia, która nie potrafiła przełamać szyków niebiesko-żółtych. Już w 7 minucie wybitne podanie prostopadłe zagrał Kevin De Bruyne, dzięki czemu w dogodnej sytuacji znalazł się Romelu Lukaku, ale nieczysto trafił w piłkę i Anatolij Trubin bez problemu to obronił. Faworyci nie nabrali jednak dalszego rozpędu. Grali ślamazarnie, niechlujnie, bez dynamiki i przyspieszenia. Nie było z ich strony zbyt dużo „małej gry”, a Ukraina, czyhająca na swoją szansę, raz na jakiś czas wychodziła z groźnymi kontrami, za które na szpicy odpowiadał duet Artem Dowbyk – Roman Jaremczuk. Obaj przed przerwą mieli swoje przyzwoite sytuacje, lecz nie wykorzystali ich.

Piłka nie słuchała

Po przerwie długo trzeba było czekać na kolejne próby naszych wschodnich sąsiadów. Optyczną przewagę miała Belgia, która nieco płynniej próbowała operować futbolówką. Jak zawsze aktywny starał się być De Bruyne, więcej pojedynków notował piekielnie szybki Jeremy Doku, ale reszta zespołu... niewiele wnosiła. Kiedy Lukaku dostał kolejne niezłe podanie i chciał uderzyć po dalszym rogu, ponownie zrobił to apatycznie, raczej turlając piłkę niż ją strzelając. Trochę ożywienia w belgijskie szeregi wniósł Yannick Carrasco, zastępując fatalnego Leandro Trossarda, ale również jego w wielu sytuacjach futbolówka nie słuchała tak, jak powinna.

Strzelał z rożnego

Im bliżej było końca, tym większa presja zaczęła spoczywać na Ukraińcach. Niebiesko-żółci byli świadomi, że remis w meczu Rumuni ze Słowacją wymusza na nich wygraną z Belgią. Podział punktów dawał im 4 „oczka”, ale... dawał też ostatnie miejsce w grupie. Gracze ze Wschodu byli jednak mocno zmęczeni ścisłym bronieniem się przed „Czerwonymi diabłami” i kiedy dochodzili już do sytuacji, nie potrafili ich wykończyć. Mieli je Dowbyk, Georgij Sudakow czy rezerwowy Rusłan Malinowski, który bliski był gola bezpośrednio z rożnego. W końcowych minutach Belgowie zabrali piłkę do narożnika po drugiej stronie boiska i... grali na czas, byle utrzymać 0:0. Utrzymali. Wyszli z drugiego miejsca i zagrają z Francją.

Piotr Tubacki