270 minut niemocy
TRYBUNA KIBICA – Piast Gliwice
Po dwóch porażkach poniesionych w pierwszych czterech kolejkach PKO BP Ekstraklasy (dwa mecze przeniesiono na inne terminy) piłkarze Piasta Gliwice udali się do Lublina na mecz z tamtejszym Motorem. Ponad trzy miesiące wcześniej Arena Lublin okazała się szczęśliwa dla gliwiczan – 9 maja 2025 roku pokonali oni Motor aż 4:1. Niestety, dwóch z trzech strzelców tamtych bramek, Tomasa Huka i Macieja Rosołka, nie ma już w obecnym składzie Piasta. Mimo to w sobotnie popołudnie gliwiczanom przyświecał jeden cel – wywieźć z Lublina jakąkolwiek zdobycz punktową. I cel ten udało się zrealizować w stu procentach – Piast wrócił na Górny Śląsk z jednym punktem.
Gra obu zespołów nie porywała. Trudno było doszukiwać się na trybunach, a warto podkreślić, że zasiadło na nich ponad 13 tysięcy kibiców, okrzyków zachwytu – spotkanie było raczej pokazem skutecznej gry defensywnej niż ofensywnych fajerwerków. Zarówno Motor Lublin, jak i Piast Gliwice raziły nieskutecznością.
W pierwszej fazie meczu więcej zagrożenia stworzyli gospodarze – piłkarze Motoru kilkukrotnie postraszyli Frantiska Placha. Z czasem jednak inicjatywę zaczęli przejmować zawodnicy Piasta, aczkolwiek nie przełożyło się to na sytuacje bramkowe. Nawet gra w przewadze przez ostatnie kilkanaście minut – po czerwonej kartce dla Kacpra Karaska, który brutalnie sfaulował Grzegorza Tomasiewicza – nie przyniosła rozstrzygnięcia. Dodam jeszcze, że Karasek pojawił się na boisku zaledwie kwadrans wcześniej...
Jak kibice Piasta powinni ocenić wynik 0:0? Z jednej strony – pierwszy punkt i czyste konto po stronie strat mogą cieszyć. Z drugiej – niepokoi fakt, że to już trzeci z rzędu mecz bez zdobytego gola. 270 minut niemocy ofensywnej to coś, co bez wątpienia spędza sen z powiek sympatykom drużyny z Gliwic.
Teraz przed Piastem nowe wyzwanie: mecz z mocną Cracovią, wiceliderem rozgrywek. Problem gliwiczan? Zdobyć choćby jedną bramkę więcej od rywala – i wreszcie zgarnąć pełną pulę. Tylko... jak to zrobić?
Piastol
