Sport

17 procent szans

Nie jest łatwo wrócić do ekstraklasy po spadku. To nie jest dobra wiadomość dla ŁKS-u, Ruchu i Warty.

Po meczu z Wisłą Płock trener Jakub Dziółka nie miał wesołej miny. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

ŁKS ŁÓDŹ

Tylko dziewięciokrotnie na 53 przypadki udało się od 2001 roku, a więc w XXI wieku, wrócić spadkowiczom do elity już po jednym sezonie. To niecałe 17 procent i na tyle można szacować aktualne szanse ŁKS, dopiero siódmej obecnie drużyny w tabeli I ligi. Prawdopodobieństwo awansu Ruchu i Warty jest jeszcze mniejsze.

Olbrzymie wyzwanie

Okazuje się, że szok finansowo-organizacyjny po spadku jest trudny do opanowania. W ostatnich latach najlepiej sobie z tym radzili w Zabrzu: Górnik wrócił natychmiast do elity dwukrotnie – w 2010 i 2017 roku. Również dwa razy szybki come back udał się w Lubinie (2004 i 2015), a pozostałe przypadki to Wisła Płock (2002), Pogoń (2004), Arka (2008), Cracovia (2013) i GKS Bełchatów (2014). Mógł być w tej grupie także Widzew w 2009 roku, ale karnie został pozbawiony awansu po aferach korupcyjnych i musiał czekać jeszcze rok. Inni spadkowicze czekali na powrót czasem i po kilkanaście lat, innych – RKS Radomsko, Szczakowianka, Świt Nowy Dwór, KSZO, Zawisza, Stomil, Sandecja, Odra Wodzisław, GKS Bełchatów – po kolejnym spadku trzeba szukać w tabelach niższych klas, często nawet poniżej III ligi.

ŁKS tylko raz w swojej historii wrócił do ekstraklasy zaraz po spadku (w 1953 roku). W innych przypadkach długo walczył o powrót, a raz doszło wręcz do pełnej restrukturyzacji po sportowym i finansowym bankructwie i drużyna musiała zaczynać od IV ligi. Poprzednia ekstraklasowa banicja trwała trzy lata i na razie – po 11 kolejkach, czyli prawie jednej trzeciej sezonu – trudno widzieć w ŁKS-ie kandydata do awansu, bo jest nawet poza strefą barażową.

Zmarnowane szanse

Seria pięciu kolejnych zwycięstw była godna uwagi, ale zwracaliśmy niedawno uwagę na fakt, że ŁKS wygrywał z zespołami z miejsc 14-17 w tabeli. Mecze z zespołami z czołówki przyniosły na razie tylko jeden punkt z sześciu możliwych. Remis w Niecieczy uznać należy za sukces, ale porażka z wiceliderem Wisłą Płock boleśnie ostudziła nadzieje na włączenie się do walki o bezpośredni awans. Wyniki i miejsce Wisły potwierdzają stawianą przez nas wyżej tezę: po spadku w 2023 roku potrzebny był okres przegrupowania „sił i środków”. W Płocku przebudowano drużynę, dla której poprzedni sezon był poligonem przed atakiem na ekstraklasę. Zauważyć jednak trzeba, że ŁKS był dla płocczan też dopiero drugim zespołem ze ścisłej czołówki, z którym przyszło im się mierzyć. Wcześniej w Niecieczy Wisła przegrała 2:4.

W poniedziałek w Łodzi mogli wygrać i jedni, i drudzy. Niewykorzystany rzut karny dla ŁKS-u, obijane słupki i poprzeczki (Młynarczyk z ŁKS-u, Jime z Wisły), efektownych akcji, strzałów i interwencji bramkarskich nie brakowało. Raz jedni spychali przeciwnika do głębokiej obrony, raz drudzy. W efekcie więcej szczęścia, bo nie sytuacji bramkowych, miała Wisła – w 60 minucie wprowadzony do gry chwilę wcześniej Krystian Pomorski zaskoczył po podaniu Pacheco łódzkiego bramkarza. Pirulo mógł wyrównać, ale po raz pierwszy w polskim rozdziale swojej kariery, a gra już w ŁKS szósty sezon, nie trafił z jedenastki. Za bardzo chciał, po dłuższej przerwie odzyskał miejsce w wyjściowym składzie i kapitańską opaskę, ale nie sprostał zadaniu. No cóż, sam widziałem, jak w decydujących chwilach nie potrafili strzelić gola z karnego Deyna, Lewandowski, Beckham i Dino Baggio…

Sportowa złość

– Szkoda, że nie mogę pogratulować drużynie zwycięstwa, bo za grę zasłużyła na pochwałę – mówił trener Jakub Dziółka po meczu. Mariusz Misiura, jego kolega z ławki trenerskiej Wisły, chwalił swój zespół za reakcję na pucharową porażkę z Wartą. – Ta sportowa złość, którą drużyna pokazywała od minionego czwartku na treningach, była dzisiaj widoczna – podkreślał. A w rozpracowaniu łódzkiej drużyny pomógł mu – jak twierdzi – niedawny sparing z Widzewem. W sztabie szkoleniowym ŁKS-u jest trener, którego brat jest asystentem w Widzewie – tłumaczył. Z tego wniosek, że ŁKS będzie grał podobnie jak Widzew – sam Sherlock Holmes nie powstydziłby się takiej dedukcji…

Wojciech Filipiak