Czerwona kartka dla Sebastiana Boneckiego pogrzebała szanse Zagłębia na zdobycz punktową. Fot. Matuesz Sobczak/PressFocus


Rozpędzona GieKSa

Zespół z Katowic zaliczył piątą z rzędu wygraną, a Zagłębie wyrównało niechlubny rekord.

 

Trwa zwycięska passa zespołu Rafała Góraka. GKS odniósł piąte z rzędu zwycięstwo i coraz pewniej czuje się w czubie tabeli. Wczoraj katowiczanie nie mieli zbyt trudnego zadania, bo zmierzające do drugiej ligi Zagłębie nie postawiło im wysoko poprzeczki. Sosnowiczanie nie byli w stanie odnieść zwycięstwa w 17. kolejnym meczu i tym samym wyrównali niechlubny rekord z sezonu 1990/91.


Od początku meczu stroną dominującą byli goście, którzy szybko przejęli kontrolę nad wydarzeniami na boisku i jeszcze przed upływem 15 minut wyszli na prowadzenie. Adrian Błąd podał piłkę Sebastianowi Bergierowi, a ten odegrał ją w polu karnym do Mateusza Marca, który oddał strzał na bramkę sosnowiczan. Ołeksij Szewczenko poradził sobie z jego uderzeniem, ale przy dobitce Antoniego Kozubala był już bez szans.


Gol dodał katowiczanom skrzydeł. Poszli za ciosem w poszukiwaniu kolejnych bramek. Przed przerwą ta sztuka się im jednak nie udała. Najlepszą okazję zmarnował w 35 minucie Błąd, który znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Zagłębia. Lepszy okazał się Szewczenko, któremu przy dobitce pomógł Paweł Szostek.


Od 44 minuty gospodarze grali w osłabieniu po tym, jak drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Sebastian Bonecki. „Czerwień” obejrzał także Seweryn Gancarczyk, drugi trener sosnowiczan, który nie zgodził się z decyzją arbitra. Zagłębie przed przerwą od utraty gola uratował jeszcze słupek po uderzeniu Bergiera. GieKSa zdobyła co prawda bramkę przed zejściem do szatni, ale po analizie VAR została anulowana, bo przy trafieniu Grzegorza Rogali na pozycji spalonej był Aleksander Komor.


Druga połowa jeszcze na dobre się nie zaczęła, a podopieczni Rafała Góraka prowadzili już 2:0. Po efektownej akcji Bergiera i Rogali ten drugi pokonał Szewczenkę. Bramkarz przy tym trafieniu nie popisał się. Po straconej bramce publiczność w Sosnowcu dała upust swojemu niezadowoleniu, skandując „Zagłębie to my, a nie wy” oraz „piłkarzyki pajacyki”.


Głos trybun nie wpłynął mobilizująco na sosnowiczan, a wręcz przeciwnie, bo już w 55 minucie było 0:3. Tym razem Kozubal obsłużył Marca, a ten strzałem prawą nogą umieścił piłkę w siatce Zagłębia. Wcześniej futbolówka odbiła się jeszcze od Konrada Wrzesińskiego, myląc Szewczenkę.

W 64 minucie gospodarze mieli okazję na honorowe trafienie, ale Michał Janota zmarnował rzut karny podyktowany za faul Arkadiusza Jędrycha. Pomocnik sosnowiczan przestrzelił „jedenastkę”, więc zamiast 1:3, niedługo potem było 0:4. Błąd zagrał z pierwszej piłki do rezerwowego Christiana Alemana, który najpierw zwiódł Maksymiliana Rozwandowicza, a następnie uderzeniem w krótki róg pokonał golkipera sosnowiczan.


W 79 minucie doskonałej okazji na piątą bramkę nie wykorzystał Mateusz Mak, który będąc sam przed bramkarzem trafił wprost w niego. Na pierwszy celny strzał Zagłębie czekało do 85 minuty. Wówczas swoich sił spróbował Kamil Biliński. Z jego uderzeniem poradził sobie Dawid Kudła, któremu w sukurs „przyszedł” dodatkowo słupek. Celny strzał zaliczył także Dean Guezen i to by było na tyle, jeśli chodzi o popisy ofensywne sosnowiczan, którzy powoli „przyklepują” spadek. Z kolei rozpędzona GieKSa po piątym z rzędu zwycięstwie coraz pewniej może czuć się w walce o ekstraklasę.

Krzysztof Polaczkiewicz