Prezes Mateusz Dróżdż pracuje w Cracovii od niespełna dwóch miesięcy. Fot. cracovia.pl


Musimy patrzeć w dół

Rozmowa z Mateuszem Dróżdżem, prezesem Cracovii

 

Celem piłkarzy na rundę wiosenną było szybkie oddalenie się od strefy spadkowej i walka o jak najwyższą lokatę. 6 punktów w 5 meczach to nie jest imponujący wynik. Przed wyjazdem do Kielc trener mówił, że przejmuje się sytuacją w tabeli, ale śpi spokojnie. Dostał lub dostanie jakieś ultimatum?

 

- Trener nie dostał ultimatum, ale nie jesteśmy spokojni. Będziemy się rozliczać po zakończeniu rozgrywek. Chcielibyśmy mieć więcej punktów, co nie jest bardzo życzeniowe, gdy popatrzy się na grę i jakość zawodników. Przed nami wyzwanie, któremu musimy sprostać. Musimy patrzeć i patrzymy w dół, a spokojnie mogliśmy w górę. Dwa ostatnie mecze, z Wartą i Koroną, powinniśmy rozstrzygnąć do przerwy. Czasami niepotrzebnie utrudniamy sobie zdobywanie punktów.

 

Klub będzie miał dyrektora sportowego?

 

- Wciąż się zastanawiamy, jak to będzie wyglądać w kolejnym sezonie. Ostateczna decyzja, czy jest nam potrzebny na tym etapie rozwoju klubu, zostanie podjęta w maju. Na pewno dołączą do nas dyrektorzy skautingu, analizy, techniczny pionu sportowego – odpowiedzialny za administrację, formalności – oraz dyrektorzy działu medycznego i przygotowania fizycznego.

 

Wiele zmian zaszło w akademii. Powstał imponujący obiekt, ale struktura zarządzania praktycznie nie istniała.

 

- Wzmocniliśmy pozycję dyrektora i akademia podlega bezpośrednio pode mnie. Wyłączyliśmy rezerwy z pierwszej drużyny, zatrudniliśmy około 10 nowych osób. W drugiej drużynie mają grać młodzi piłkarze, ma to być laurka akademii. Mamy jednak świadomość, że młodzież awansu nie wywalczy, a naszym celem będzie jak najszybsze wydostanie się z III ligi. Pojawią się bardziej doświadczeni gracze, także wracający po urazach z „jedynki”, ale nie będzie regularnych „spadów” z ekstraklasy.

 

10 nowych pracowników w akademii, kilku w klubie. Zatrudnienie wzrosło, a w styczniu mówił pan, że z taką liczbą zatrudnionych osób w klubie jeszcze się pan nie spotkał. Wszyscy spodziewali się cięć.

 

- Zarządzamy kilkoma nieruchomościami, m.in. hokejem czy szkołą sportową przy Wielickiej, a liczba pracowników podawana w sprawozdaniu finansowym obejmowała całość, dlatego była tak duża. Nie wiedziałem tego. Chcemy doprowadzić do tego, by sekcja hokejowa miała swój budżet, inną strukturę, by nie wrzucać wszystkich pracowników do jednego wora. Dotąd na przykład do uzyskania licencji na grę w piłkarskiej ekstraklasie wpisywaliśmy zobowiązania i przychody sekcji hokejowej. Ktoś potem mówi, że mamy 60 mln zł budżetu, ale zapomina, że to całość na wszystko, czym zajmuje się spółka.

 

Pani z recepcji nie wystawia już faktur, bo skończyliście z dziwnym łączeniem stanowisk. A co zrobicie z obowiązkami Filipa Trubalskiego, który jest wicedyrektorem sportowym i kierownikiem drużyny?

 

- Będę chciał go wykorzystać w pionie sportowym, ale jesteśmy po wstępnych rozmowach i będziemy ustalać, jaka ewentualnie będzie jego rola. Rozmawiamy, ale finalne decyzje podejmiemy w czerwcu, bo w trakcie rundy nie możemy wprowadzać zbyt daleko idących zmian na stanowiskach, w zakresie działań operacyjnych, w tym logistyki. Filip bardzo mi pomaga, jest mocno zaangażowany przy transferach, bierze udział w negocjacjach z zawodnikami. Teraz łączy funkcje i nie chciałbym, by tak docelowo było.

 

Spotkał się pan z podobnym rozwojem?

 

- Tak, w innych klubach, ponieważ głównym problemem jest to, że u nas brakuje bardzo często kadry zarządczej i pracowników z odpowiednimi kwalifikacjami do pracy w piłce. Fajnie, że są takie przykłady, bo chodzi o to, żeby ludzie się rozwijali.

 

Rozmawiał Michał Knura